Jasienica była poza naszym obiegiem. Tam czas nie obowiązywał. Nie istniały dni tygodnia, jedynie słońce dyktowało nam swoje warunki. Potrzebowaliśmy oczyszczenia, dlatego oddaliliśmy się od surowego życia w mieście. Chłonąc dźwięki trawy kołysanej na wietrze, w ogrodzie, odzyskiwaliśmy równowagę. Popołudnie ciągnęło się dalej, a my dostrajaliśmy się do miejsca brudząc stopy w ziemi. Wyruszyliśmy w góry. Na Błatnią. Drewniane chatki i tartaki towarzyszyły nam na początku podróży. Później krajobraz zastąpiły wysokie labirynty drzew i szlaki na zboczach przecinające strumyki. Z czasem drzewa zamieniły się w ciasne krzewy, a płaskie ziemiste drogi zastąpiły strome, kamieniste ścieżki. Wróciliśmy. Rozłożyliśmy długie ławy i stare szpitalne łóżka. W ogrodzie ogień rozświetlił okolicę, malował na naszych twarzach podczas rozmów o fotografii. Reszta odnajdywała swoją drogę, w ciemności podążając za tańczącymi w płomieniach. Rozmowy przy otwartych oknach ciągnęły się godzinami. Senność spowiła nasz mały dom. Niektórzy zasnęli przy głośnikach, które dalej wyziewały muzykę spod swoich membran. Inni zatracili się przy blasku księżyca, kradnąc jajka z pobliskiego kurnika. Nazajutrz budziliśmy nasze mięśnie i ducha, by należycie przywitać wschodzące słońce. Węgiel i gleba umocniły naszą więź z tym miejscem, a nasze stopy stały się jeszcze bardziej czarne.
Kordian Kloc
Jasienica, 2023.06.2-4